Opowieść jak tańczący płomień
Czy uspokaja was patrzenie w ogień? W migoczący, ciepły płomień? Ten bezpieczny, jak w kominku, podczas gdy na zewnątrz zawierucha lub ten pochodzący prosto ze wspomnień, z wakacji, z czasem spędzonym z przyjaciółmi.
Uspokaja was?
Bo mnie tak. Wyciszam się wtedy i ogarnia mnie przekonanie, że wszystko będzie dobrze, że jak nie dziś to jutro, ale sprawy się poukładają.
I takie też uczucia towarzyszyły mi podczas lektury ostatniego tomu trylogii Małgorzaty Wardy „Dziewczyna z gór. Ogień.”
Pierwsze, co mogę powiedzieć, to właśnie, że było spokojniej. Wolniej, nieśpiesznie. Chociaż nie bez napięć i lęku o bohaterów. Tym bardziej, że pojawiają się wątki kryminalne. Zaginięcie, pościg, niebezpieczni ludzie, wiszący w powietrzu samosąd.
Mimo to było spokojniej. Może to podświadomość, bo wiedziałam, że to ostatni tom, może zwyczajnie tego potrzebowałam i oczekiwałam jako czytelniczka, a może po prostu to poczucie dawał mi nastrój, jaki możemy znaleźć w książce. Ta opowieść jest jak tańczący płomień delikatnie poruszany przez wiatr.
W zamykającym tomie pojawiła się nowa postać, Polla. Dziewczyna z gór i ognia. To ona tańczyła z ogniem i odnajdywała w tym ukojenie. Odcięta od ludzi, przez lata mieszkająca z dala od cywilizacji po raz kolejny zmuszona do ucieczki rusza drogą, która zaprowadzi ją do świata Jakuba i Nadii.
Polubiłam Pollę, muszę przyznać, że skradła moją uwagę i to na wątki z jej udziałem czekałam z większym napięciem i wyczekiwaniem. Chciałam poznać ją i jej historię. Była taka zagubiona, przerażona, niepewna. Niewinna. Przypominała mi Nadię z pierwszego tomu. Takie sentymenty…
Ale Nadia się zmieniła. Była dorosła, świadoma. Inna. Tu jest miejsce, by wspomnieć o jej matce, Oldze, która również zasługuje na uwagę. Niby znowu z boku, niby znowu nieobecnej, ale jednak wzbudzającej duże emocje, znowu skrajne. Skrzywdzona kobieta, która pragnęła zemsty, chociaż w jej przekonaniu było to poczucie sprawiedliwości. Żyła przeszłością i bezgranicznie kochała córkę. Tę jedenastoletnią, porwaną z przyczepy wiele lat temu. A czy potrafiła pokochać dorosłą Nadię?
Emocje i relacje tej trójki znów przeplatają się przez kartki książki, chociaż w mniejszym stopniu niż się spodziewałam. Teraz przyszedł czas na zakończenie opowieści, zamknięcie przeszłości, naprawienie krzywd. Na powrót do życia tu i teraz. Bo to, co się wydarzyło nie dotyczy tylko tej trójki ale wszystkich ludzi, którzy mniej lub bardziej zostali w tę historię wciągnięci. Dziewczyna z gór to nie tylko Nadia, Jakub i Olga. To Michał, Sara, Sebastian, Łuka.
I wilczyca.
Czasem miałam wrażenie, że to jej opowieść. Ale tu już nic więcej nie zdradzę. Przeczytajcie sami. Najlepiej przy kominku lub w blasku świec. Trzeba sobie stworzyć odpowiedni nastrój, by pożegnać się z bohaterami.
Zuzanna Gajewska
recenzja patronacka