Jak zacząć powieść
Od tego zależy sukces. Od dobrze zaprojektowanego początku, który w zatłoczonym empiku przyciągnie uwagę i zmusi do kupna wertowanej w pośpiechu książki. Moja definicja początku powieści: to incepcja. Chodzi o to, żeby wszczepić czytelnikowi wirusa ciekawości.
Katarzyna Bonda radzi
Macie już jakieś pomysły, jak zacząć powieść? Nie jesteście do nich przekonani? Męczycie się nad tym, jak je ulepszyć? Utknęliście w martwym punkcie? Przeglądacie nerwowo podręczniki do twórczego pisania.
Spokojnie. Najlepszym środkiem zaradczym jest lektura innych pisarzy. „Dużo czytać” – pisze Stephen King. „Jeśli ci nie idzie – podpowiada Katarzyna Bonda. – czytaj. Dobra literatura skutecznie otwiera, inspiruje, znieczula wszelkie bóle twórcze”.
Sięgnijmy zatem do cudzych książek i sprawdźmy, jak działa w nich mechanizm początku.
5 sposobów na zaczęcie powieści
1. Parę tygodni temu sięgnąłem po „Nieznajomego” Harlana Cobena. Nie jestem wielkim fanem jego pisarstwa, ale muszę przyznać, że zdanie, którym otwiera swoją nową fabułę, jest świetne: „Nieznajomy nie zburzył całego świata Adama w jednej chwili”. W ten właśnie sposób można skutecznie wszczepić wirusa ciekawości. Krótka, zagadkowa, tajemnicza fraza. Ktoś komuś zburzył świat. Nie od razu, ale jednak. Jakiś nieznajomy. Co to za nieznajomy? Dlaczego skrzywdził Adama? Kim jest Adam? Dochodzimy do kropki, zaczynamy czytać kolejny akapit i w tyle głowy słyszymy mnóstwo pytań. Te pytania napędzają naszą ciekawość. Wirus rośnie w siłę.
2. Dzisiaj dostałem w prezencie od wydawnictwa „Grę pozorów” Joanny Opiat-Bojarskiej. Zaczyna się ostro. Ktoś chce zabić jakiegoś mężczyznę. Słyszymy krzyk, widzimy kulę trafiająca w masywne udo, potem „kolejny pocisk uderzający w ciało z zawrotną prędkością”. Następne zdanie przynosi niespodziankę. Czytamy: „Feliks Górny sięgnął po pilota i włączył pauzę. Wiedział, że ten pocisk będzie ostatni. Oglądał, a właściwie słuchał tego nagrania wielokrotnie”. Co tu mamy? Klasyczną, amerykańską zmyłkę. Widzimy coś, co za chwilę okaże się czymś innym. Takie wirusy nazywamy mikrozwrotami. Świadczą one o tym, że autorka lubi sensacyjne seriale. Mój werdykt? Przeczytam na pewno.
3. Zerkam na półkę. „Jeden z nas. Opowieść o Norwegii” Ǻsne Seierstad”. To świetna książka o Breiviku. Zaczyna się dynamicznie i z miejsca wciąga nas w akcję. „Biegła. Pod górę, po mchu. Kalosze zapadły się w namokniętą ziemię. Leśne podszycie kląskało pod jej stopami. Widziała to. Widziała, jak on strzelił, a chłopak upadł. ‘Nie umrzemy dzisiaj, dziewczyny’, oświadczyła wtedy dwóm koleżankom, z którymi stała. ‘Nie umrzemy dzisiaj’. Rozległy się strzały. Szybkie trzaski. Przerwa. Potem kolejna seria”. Dramat, emocje, wyścig z czasem, trwoga. Identyfikujemy się z bohaterami, trzymamy za nich kciuki, zamieramy z przerażenia. Prosty, ale genialny sposób na pozyskanie uwagi odbiorcy. Na „zassanie” go do świata przedstawionego.
4. Ale ktoś zapyta: czy zawsze trzeba zacząć powieść od szybkiej, ostrej sceny? Odpowiedź brzmi: oczywiście, że nie. Można zupełnie inaczej. „Osobiście lubię wolne tempo – oznajmiał King. – powolne narastanie napięcia, leniwą przejażdżkę luksusowym transatlantykiem długiej, zajmującej powieści (…). Świetnymi przykładami są powieści Johna Le Carré. To wielkie, wyrafinowane, powoli rozpędzające się maszynerie epickie. Zanim dojdziemy do sedna, będziemy musieli przejść przez wiele pobocznych wątków. Autor unika efektów specjalnych, ale mimo to jego powieści cieszą się wielkim uznaniem. Także wśród filmowców, którzy regularnie ekranizują jego narracyjne arcydzieła. Polecam. Ja jestem uzależniony.
5. Na koniec przeniesiemy się w czasie. Henning Mankell, „Psy z Rygi”, 1992 rok. Rzecz zaczyna się od sugestywnej, choć bardzo spokojnej sceny: „Rano, tuż przed dziesiątą, spadł śnieg. Sternik na kutrze rybackim zaklął. W radiu zapowiadali śnieg, ale miał nadzieję, że dotrze do szwedzkiego wybrzeża zanim zacznie padać. Gdyby nie to opóźnienie w Hiddensee poprzedniego wieczoru, mógłby już teraz płynąć na Ystad, zmieniając kurs o parę stopni na wschód. A teraz do tego zostało mu jeszcze siedem mil morskich i gdyby burza śnieżna okazała się gwałtowna, musiałby stanąć w dryf i poczekać na lepszą widoczność”. I tak to się dalej rozwija. Podglądamy oraz podsłuchujemy rybaka przy pracy i jednocześnie zastanawiamy się, kiedy facet znajdzie trupa. Stary chwyt, znany z kryminałów i horrorów. Mankell jest w tym mistrzem. Potrafi doskonale udramatyzować codzienność.
A jakie są wasze ulubione początki? Podzielcie się swoimi wirusami!
Michał Larek
Przeczytaj także:
Storytelling
Dżingiel, czyli skuteczna metafora
Jak przyciągać uwagę czytelnika?
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część pierwsza
Warsztaty pisarskie u najlepszych . Część druga
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część trzecia
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część czwarta
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część ostatnia
Storytelling, czyli sztuka walki
Storytelling i prawo jazdy
Tess Gerritsen, Poe i wspomnienia
Jak zaczął George Lucas?
Zatrzymaj czas!
Jak zaplanować opowieść
Storytelling i neuromarketing