Na przykład powaga
Kiedy ponad trzy lata temu podczas warsztatów pisarskich, które odbywały się w ramach Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania, jako hasło wyjściowe zaproponowałam powagę, uczestnicy zajęć wpadli w konsternację. Że jak to? Dlaczego ? Mają wrócić do klasycznego dostojeństwa i całkowicie odpuścić sobie ironię? Mają na serio zmierzyć się z jakimiś dramatycznymi sytuacjami, a tym samym zapomnieć o lęku przed patosem i egzaltacją? Mają, wreszcie, ściśle trzymać się gatunkowych reguł, bo te stanowią naturalną zaporę dla błaznowania? Po co to wszystko w czasach, gdy ironia stała się komunikacyjną normą, będąc jedynym lekarstwem na nadmiar informacji, ich wzajemne zaprzeczanie sobie i niemożność ustalenia, czego powinniśmy się trzymać? Ano po to, wyjaśniłam wtedy, że pisarz powinien spróbować wszystkiego, także powagi. Zwłaszcza wtedy, gdy kpina stała się normą.
O tym, że w istocie się stało, świadczyły obecne w ćwiczeniach warsztatowiczów dowcipy, elementy purenonsensu czy surrealistyczne wtręty. Wszystkie te, jak teraz myślę, próby ośmieszania rzeczywistości podejmowane w obawie, że zachowując powagę, sami się ośmieszą. Potem jednak przyznali mi rację: trzymając się norm, możemy zapomnieć o poważnym uprawianiu sztuki.
Marta Mizuro, prowadzi kurs Podstawy pisania we Wrocławiu.
Przeczytaj także:
Kompozycja opowiadania – ćwiczenie pisarskie
Śpiewać czysto, ale po swojemu