Storytelling i prawo jazdy
Miałem wtedy 18 lat i byłem kompletnie zielony. Zadziałałem intuicyjnie, wykorzystując pomysł, który znalazłem w świeżo przeczytanej książce. Dzisiaj uznaję, że to był jeden z najbardziej przekonujących dowodów na to, że storytelling, czyli opowiadanie angażujących narracji, to sztuka niezbędna do życia. Także na trasie.
Egzamin
Storytelling? Jak najbardziej. Wyobraźcie sobie. Jest pochmurna jesień 1996 roku. Szczecin. Właśnie podchodzę po raz czwarty do egzaminu z prawa jazdy. Trzy razy oblałem na placu – te cholerne koperty!!! Wsiadam do samochodu. Odpalam silnik. Ruszam. Mam kamienną twarz, jest mi już wszystko jedno. „Kończ waść, wstydu oszczędź”. Po kilku minutach stwierdzam, że się udało, opuszczam nieszczęsny plac i wyjeżdżam na miasto, zaczynając jednocześnie misję, którą dzisiaj nazwałbym: storytelling w akcji.
„Mercedes Benz”
Taksuję wzrokiem egzaminatora. Facet po sześćdziesiątce, poczciwiec, który lubi sobie pogadać. Ta obserwacja przywołuje błyskawicznie myśl o książce Pawła Huellego „Mercedes Benz”. Pamiętacie? To niezwykle zabawna opowieść: narrator, całkowicie pozbawiony talentu do kierowania samochodem, po mistrzowsku zagaduje panią instruktorkę w trakcie lekcji jazdy. „Boże, jak pan opowiada”. Rzeczywiście, historie były niesamowicie plastyczne i w gruncie rzeczy stanowiły cudowną pochwałę opowieści. Co więcej, dowodziły, że dzięki dobrej historii możemy czasami wykaraskać się z opałów. „Otóż to, myślę sobie, trzeba opowiadać, muszę odciągnąć swoim gadaniem uwagę tego miłego dżentelmena, muszę uśpić jego percepcję”. Ustaliwszy sam ze sobą plan działania, uśmiechnąłem się promiennie, dodałem gazu i zacząłem nawijać – kilometry i równocześnie makaron na uszy. W takich właśnie sensacyjnych okolicznościach zacząłem swoją przygodę ze storytellingiem.
Udało się!
Storytelling mnie ocalił. Gadałem jak szalony! Opowiadałem rzeczy prawdziwe i zmyślone. Gdy widziałem, że instruktorowi coś się w mojej jeździe ewidentnie nie podoba, wbijałem piąty bieg elokwencji i skutecznie zagadywałem wątpliwości. A gdy w pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, facet nacisnął na hamulec i spojrzał na mnie surowo, rzuciłem jakiś sprośny żarcik i zaśmiałem się gromko, wymazując sprytnie z jego świadomości mój żenujący błąd. Po tym zwrocie akcji, wbiłem jedynkę, puściłem sprzęgło, dodałem gazu i pojechałem dalej – jak gdyby nigdy nic. Pokręciliśmy się jeszcze trochę po Szczecinie i w końcu wróciliśmy do ośrodka. Zatrzymałem auto, instruktor sięgnął po dokumenty, wyłączyłem silnik – i wtedy coś zapiszczało. Na szczęście cały czas perorowałem, więc mój potulny słuchacz nie zorientował się, że jechaliśmy bez włączonych świateł. „Niech pan przestanie, błagam – przypomniało mi się wtedy jedno zdanie z opowieści Huellego – niech pan przestanie, bo zaraz się rypniemy o krawężnik”. Ale się nie rypnęliśmy. Storytelling jest bezpieczny. Triumfalnie doprowadza na metę. Wysoka efektywność gwarantowana.
A dzisiaj
A dzisiaj mam 38 lat i każdego dnia przekonuję się, że storytelling to narzędzie, które przydaje się w niemal każdej dziedzinie. W biznesie, działalności religijnej, polityce, dziennikarstwie – i tak dalej, i tak dalej. Emocjonująca, sugestywna, zapadająca w pamięć opowieść otwiera ludzkie serca, umysły i… portfele. Warto spróbować, warto przetestować siłę tej technologii i zapisać się na kurs. To naprawdę działa. A jeśli chodzi o jazdę, to – odpukać – jestem w tym całkiem niezły, żadnych poważnych sztuczek, zaledwie kilka mandatów, zero ofiar.
Michał Larek
Przeczytaj także:
Storytelling
Dżingiel, czyli skuteczna metafora
Jak przyciągać uwagę czytelnika?
Jak zacząć powieść
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część pierwsza
Warsztaty pisarskie u najlepszych . Część druga
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część trzecia
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część czwarta
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część ostatnia
Storytelling, czyli sztuka walki
Tess Gerritsen, Poe i wspomnienia
Jak zaczął George Lucas?
Zatrzymaj czas!
Jak zaplanować opowieść
Storytelling i neuromarketing